Pozne, piatkowe popoludnie w moim mieszkaniu. Rozlega sie odglos niesmialego pukania do drzwi: raz, drugi, trzeci. Zdziwiona milczeniem psa, otwieram.
Moim oczom ukazuja sie dwie drobne postacie: szpakowatego mezczyzny i szczuplej dziewczyny z warkoczem. Niepewnie, lamana angielszczyzna infromuja mnie, ze szukaja pracy, wlasciwie ona szuka pracy, bo on nie moze.. musi wracac do siebie.. zony.. mlodszego dziecka..Biala (egzotyczna) pani potrzebuje sluzacej..Nieporadne tlumaczenie przeplata bezzebnym, czerwonokrwistym usmiechem czlowieka uzaleznionego od uzywek. Ma lat czterdziesci- wyglada na osiemdziesiat.
Siedemnastoletnia, bosa dziewuszka w zielonej, kraciastej sukience patrzy na mnie wyczekujaco wielkimi oczami, w reku sciska pomieta, lniana torbe. Zanim zdaze otworzyc usta, ojca juz nie ma- pospiesznie wycofal sie, zniknal, ulotnil. Nawet nie pozegnal sie z corka. Zostajemy same, moje zdziwienie jest wieksze od jej niepewnosci. Telefon do M.- krotka relacja, rozkladanie rak. Nie wiadomo co robic..Jedno jest pewne: nie mozemy jej wyrzucic, ot tak na ulice. Pokazuje jej miejsce, gdzie moze zlozyc swoje rzeczy, robie herbate z mlekiem, cukru: cztery lyzeczki. Z szarej torby wylaniaja sie: dwie polatane bawelniane sukienki, mydlo, szczoteczka do zebow i recznik. Siadam na kanapie,ona na podlodze, obok. Tak lubi. Pije z przyjemnoscia, powoli, malutkimi lyczkami. Po angielsku mowi lepiej od ojca. Dowiaduje sie, ze pracowala wczesniej w innym domu w Colombo, gospodarz byl zapalonym hazardzista. Jej obowiazkiem bylo typowe" przynies, wynies, pozamiataj", bez wzgledu na pore dnia i nocy. Zbyt malo snu. To bylo wyczerpujace, nawet dla niej. A ona moze zniesc wiele, jest silna, umie posprzatac, ugotowac a nawet zaopiekowac sie dzieckiem. Ladny usmiech na chwile gosci na jej obliczu. Proponuje kanapke- odmawia, zle sie czuje po 9-cio godzinnej podrozy autobusem. Wiadomo- droga w gorach wije sie jak waz, tysiace serpentyn moze znuzyc kazdego..szczegolnie osobe, ktora podroz odbywa na stojaco. Ojciec przeciez musi siedziec. Slaby jest.
Na jej szyi dostrzegam zloty lancuszek.Moje spojrzenie nie uchodzi jej uwadze. "A to prosze pani kupilam sobie po dwoch latach pracy, zaoszczedzilam i kupilam"- wyjasnia z duma.
Ledwie herbata siegnela dna, zerwala sie na rowne nogi i pobiegla umyc filizanke.
cdn.